Stało się, to prawda. Pokłóciliście się, pożarliście, wypluliście sobie wszystko w twarz, wyrzuciliście z siebie cały jad, wyciekło, wylało się, w pewnym stopniu pewnie ulżyło. Masz teraz wolną głowę, luz, nic ci nie ciąży, nie utrudnia życia. Powiedziałeś, co chciałeś, choć dusiłeś to w sobie od lat. Uwierało, co? Myślę, że trudno było z tym żyć, uśmiechać się, witać, rozmawiać z tym ciężarem w głowie. Znam to. Pewnie chciałeś zrobić to już dawno, ale ciągle coś cię hamowało, aż pewnego dnia mleko się wylało. I co teraz? Niech zgadnę. Pewnie ze sobą nie rozmawiacie, co? Unikacie się jak ognia. Wręcz nienawidzicie. Boli? Pewnie na początku nie. Przecież miałeś rację, wiedziałeś, co robisz, czekałeś na ten moment od lat. Ale z czasem coś zaczęło przeszkadzać, w głowie zakiełkowała jakaś myśl, uczucie, a raczej poczucie. Tylko czego? Już wiem. Braku. Pustki, jaka pozostała po tej osobie. I to się rozrosło, aż zaczęło męczyć, boleć, uwierać, na nowo. Wróciłeś do punktu wyjścia, mam rację? Wcześniej ciążył na twoim sercu jad, który z siebie wyplułeś, a w tej chwili uwiera pustka, której nie potrafisz wypełnić. A teraz powiedz mi, czy było warto?
W pewnym stopniu nie żałujesz, bo prędzej, czy później by do tego doszło. Wiesz, że nie potrafiłeś inaczej, musiałeś to z siebie wtedy wyrzucić. Problem jest gdzie indziej. Bo widzisz, kiedy wizualizowałeś sobie w głowie tę rozmowę, w ogóle nie wziąłeś pod uwagę tego, co wydarzy się później. Zapomniałeś, że przecież skutkiem tego, będzie strata, i że za jakiś czas bardzo trudno będzie ci się z tą stratą pogodzić.

Reposted from nacpanaasoup